Translate This Page Translate this page ترجم هذه الصفحة Преведи тази страница Tradueix aquesta pàgina 翻译此页 Prevedi ovu stranicu Preložit tuto stránku Oversæt denne side Isalin ang pahinang ito Käännä tämä sivu Traduire cette page Diese Seite übersetzen Μετάφραση αυτής της σελίδας תרגם דף זה Translate this page Terjemahkan halaman ini Traduci questa pagina このページを翻訳 Translate this page Tulkot šo lapu Išversti ši puslapi Vertaal deze pagina Oversett denne siden Traduzir esta página Traduce aceasta pagina Перевести эту страницу Prevedi to stran Преведи ову страну Preložit túto stránku Traducir esta página Översätt den här sidan Перекласти цю сторінку Phiên d?ch các trang này
Menu główne
· Linki
· GRY
Menu

anonse.jpg





Rozkład jazdy PKP

odjazdy-m.jpg
przyjazdy-m.jpg

Kolporter RSS
O najnowszych newsach możesz dowiedzieć się za pośrednictwem kanałów rss.
rss1.0
rss2.0
rdf
Latest Comments
[News] Etyka
Autor: jaro60 dnia 26 maj : 08:02
Swieta racja.

[News] Uzdrowiciel
Autor: jaro60 dnia 21 maj : 13:23
I co na to Puste Obietnice,cos zapanowala dziwna c [ more ... ]

[News] Normalność
Autor: jaro60 dnia 21 kwi : 07:45
Dla mnie, to Tusk jak wroci do kraju to powiinien [ more ... ]

[News] Wykład dr Zbigniew Stanuch "Golgota Kobiet - relacje więźniarek Ravensbrück
Autor: Jan II dnia 14 kwi : 10:07
Bardzo przejmujący wykład. Ale mówienie o kobietac [ more ... ]

[News] Paplecznik - czyli wTylewizji po Goleniowsku cześć 10
Autor: MW dnia 02 kwi : 16:27
Przegadane to . Podane w mało ciekawej medialnie f [ more ... ]

[News] Sedno sprawy
Autor: jaro60 dnia 17 mar : 13:16
Oczywista prawda.Tylko opozycyjni POpaprancy mowia [ more ... ]

[News] Nobliści
Autor: jaro60 dnia 28 sty : 08:01
SWIETA RACJA.

[News] Ja nie mam czasu!
Autor: admin dnia 17 sty : 00:45
Jasne że to nie tajemnica. Chodzi o radnego Czerw [ more ... ]

[News] Ja nie mam czasu!
Autor: MW dnia 17 sty : 00:18
" eden z radnych" - jak wiecie który to dlaczego [ more ... ]

[News] Park 750 - lecia Goleniowa i konsultacje społeczne???
Autor: Jan II dnia 11 gru : 22:19
Uważam - w przeciwieństwie do Pani Muszyńskiej, że [ more ... ]


Budżet burmistrza Krupowicza z Radą Miejską w tle

copy-ireneusz-zygmaski-1.jpgPodobno chcecie sobie trochę poczytać o ważnych goleniowskich sprawach…

Podobno nie ma gdzie się o nich dowiedzieć, tak mi mówicie. Więc już się biorę do roboty, bo kto inny Wam o tym napisze? Jeszcze tylko sobie wspomnę coś miłego, skoro nic przyjemniejszego dziś w planie  nie mam. Miłe były bożonarodzeniowe święta. Fajnie było posiedzieć z najbliższymi przy wspólnym stole, podzielić się opłatkiem i życzeniami, porozmawiać o tym, o czym zwykle nie mamy czasu mówić, dać sobie nawzajem prezenty,. Fajnie było poczuć, że dzieje się wiele nowego, wiele dobrego. Fajnie było doświadczyć satysfakcji z rodzinnych sukcesów i dokonań, ucieszyć się szczęściem innych.


Trochę mniej fajnie było zjeść wszystko ze stołu. Do tego przymusza mnie wyniesione z domu i nadmiernie rozwinięte poczucie obowiązku. Wprawdzie co roku obiecujemy sobie z żoną nie przesadzać, jednak zawsze jedzenie jest za dobre i go za dużo. Cóż, tradycja każe… Choć tym razem udało mi się z nią troszkę powalczyć, bo po raz pierwszy od 55 lat na świątecznym stole Zygmańskich nie było karpia po grecku. Cóż, poza mną nikt z rodzinki go nie lubi, stąd musiałem go zjadać sam, co zawsze dzielnie czyniłem. Z zyskiem dla smaku i kilogramów nadwagi, a ze szkodą dla poświątecznego poziomu cukru we krwi. 




Uchwalamy budżet na rok 2016 Zdjęcie: www-goleniow-pl

Dziękuję wszystkim hurtem za bożonarodzeniowe i noworoczne życzenia. Cieszą one i miło, że ktoś o nas pamięta, lecz jako człowiek starej daty lubię sobie nawet na ten temat ponarzekać. Dzisiejsza łatwość wywiązania się ze świątecznego obowiązku aż razi. Żeby własną ręką choć słowo – a tu nie, po sieci krąży kilka skalkowanych szablonów autorstwa anonimowego, ale ani nie Miłosza, ani Szymborskiej na pewno. Sporo czasu zabrało mi czyszczenie telefonu z kilkudziesięciu wierszyków treści podobnej, a lotów nie zawsze wysokich. Podejrzewam, że niektórzy mają w smartfonach aplikację „Wyślij życzenia wszystkim na świecie”, działającą oczywiście automatycznie, bez przyciskania choć jednego guzika, przez co wcale nie zauważyli, komu wysłali te poezje. Ubolewam, że ginie zwyczaj wysyłania kartek świątecznych. W porównaniu z esemesami są one znacznie droższe, bardziej czasochłonne i kłopotliwe, ale życzeniobiorca przynajmniej czuje, że życzeniodawca naprawdę o nim pomyślał. Przyznajemy, że esemes czy email to inna jakość, ale w praktyce wygrywa wygoda. Kraje się moje serce filatelisty-sadysty, który zawsze prosił wszystkich w okolicy o podarowanie świątecznych kartek (lub kopert od nich) z powodu znaczka ze stemplem pocztowym. Prawie każdy mi odpowiada: – Stary, nic nie dam, już od 10 lat nikt mi kartki nie przysłał. Trzeba się będzie przerzucić na zbieranie esemesów, tylko jak je w klasery powsadzać?

Życzenia burmistrza Krupowicza Z profilu na Facebook'uŻyczenia burmistrza Krupowicza
Z profilu na Facebook’u

W dziedzinie składania życzeń odnotowuję zjawisko nowe, nawet jak na dzisiejsze oszczędne, wygodnickie i leniwe czasy. Otóż niektórzy, oczywiście za pośrednictwem wszechrozpanoszonego Facebooka, nie tylko już hurtem składają życzenia wszystkim adresatom, ale od razu załatwiają jeszcze kilka spraw, całkiem jakby mimochodem. Przykład mam jeden, ale za to z samej góry, bo to świąteczne życzenia Burmistrza Gminy Goleniów Roberta Krupowicza. Ich złośliwej, ale wnikliwej analizy dokonał portal www.goleniow.net.pl, do którego ciekawskich odsyłam. Na wstępie anonimowy autor egzegezy postawił pytanie: „Czy to są życzenia, kazanie, czy pretensje kierowane do wszystkich?”

 Mi nasuwa się taka odpowiedź na powyższe pytanie: – Przede wszystkim są to życzenia burmistrza dla samego siebie. Życzy sobie, żeby wszyscy inni myśleli jak on. Myślący inaczej zasługują na ojcowski wytyk. Powinni zrozumieć swoje winy i okazać skruchę, dostosowując się do Wzorca Idealnego Obywatela, pochwalanego i propagowanego na co dzień przez RK. Nie sądzę też, że burmistrz swoje słowa kieruje do tych obywateli kraju, którym nie podobają się posunięcia naszych nowych władz. Ogół Polaków nie miałby szans się z nimi zapoznać, a co dopiero mówić o posłuchaniu połajanki. Pan burmistrz dobrze wie, że jego napomnienia byłyby jak kubełek oliwy lany ze skraju plaży na wzburzone fale morza, brzmiałyby więc żałośnie. Bycia śmiesznym RK bardzo nie lubi. Jest dla niego czymś zwykłym, że na swoim poletku wolno mu wszystko, choćby zawierzyć swoją trzódkę Jezusowi Chrystusowi, lecz ten inteligentny patriarcha wie też, że nic tak megalomanii nie obnaża, jak śmieszność. Stąd wnoszę, że nie do wszystkich kieruje te słowa, a raczej do nielicznych. Do tych, do których słowa burmistrza na pewno dotrą – mianowicie mieszkańców gminy Goleniów. A wśród nich szczególnie do zbłąkanych owieczek (niewielu, na całe szczęście), które wciąż jeszcze miłością bezwzględną, bezkrytyczną i bezgraniczną Roberta Krupowicza nie pokochały. To są właśnie życzenia w nowatorskim stylu, które za zasłoną słodkopierdzącego żargonu za jednym zamachem mają dokopać w nery tych kilku złych ludzi. To oni mają poczuć wyrzuty sumienia, że przez ich brak klanowej jedności, ich złe słowa i brak miłości Pan Robert tak musi cierpieć. „Przegiąłeś, gościu! Chyba masz jakąś krupowiczofobię. Co ty mu tak w jaźni grzebiesz? Niech sobie będzie, jaki chce, co cię to obchodzi?” Nie zdziwiłbym się za bardzo, gdyby ktoś przysłał taki właśnie komentarz po niniejszym wpisie. Ogólnie racja, każdy ma swoje wady i zalety, zależy z jakiego punktu widzenia patrzeć. Chwalę się ponadto, że jestem tolerancyjny, czasami nawet za bardzo, więc czemu tak się RK czepiam? Krótko i zwięźle: bo jest Burmistrzem Gminy Goleniów. A jest to funkcja tak istotna w naszej samorządności, w tak ważne kompetencje i praktyczne możliwości wyposażona, że nie da się przejść obojętnie obok jego osobowości. Po rocznym obserwowaniu działania Burmistrza Krupowicza z pozycji radnego oceniam, że niestety niektóre cechy personalne przeszkadzają mu w pełnieniu tej funkcji na właściwym, czyli najwyższym poziomie. I że to nie jest jego prywatny problem, tylko coraz bardziej zmartwienie publiczne. Może nie dla wszystkich jest wyraźnie oczywiste, że osoba pełniąca funkcję burmistrza ma aż tak wielką rolę dla swojej gminy. Że jego styl rządzenia, wręcz poszczególne cechy charakteru i pojedyncze zachowania, preferencje osobowe i animozje, wdrażane w życie priorytety (często inne, niż określone w gminnych strategiach) decydują o powodzeniu lub braku sukcesów lokalnego samorządu. To nie żadna przesada. Burmistrz w praktyce dominuje nad radą gminy. Jeśli chce z tego skorzystać, nic nie zastopuje jego zapędów. Ma odpowiednie instrumenty, zapewniające przychylność zarówno radnych, jak też i w praktyce odpowiednie poparcie głosujących. Nie będę dziś tego zagadnienia rozwijał, gdyż zasługuje ono na znacznie poważne potraktowanie. Uważam ten stan za przejaw jednej z chorób polskiego samorządu, utrudniającej jego sprawniejsze działanie. Bo jeśli tak wiele zależy od jednej osoby, to co zrobić, gdy trafi się łobuz? Sądzę, że znakomicie widać dominację burmistrza w sferze tworzenia budżetu. Ten dokument jest najważniejszym corocznym przejawem działania samorządu, dającym wszystkim istotnym sprawom początek, kontynuację, zakończenie, ale także zastopowanie ich realizacji. Niedawno, na sesji 21 grudnia, Rada Miejska przyjęła w Goleniowie budżet na rok 2016. Jego inicjatorem był burmistrz, bo ma zgodnie z prawem obowiązek przedłożyć radzie projekt budżetu. Ale teoretycznie od momentu przekazania tego projektu Radzie, to ona staje się jego „gospodarzem” i może w nim dokonać wielu zmian. Tak zresztą z reguły, jak pamiętam, u nas właśnie bywało. Tymczasem projekt budżetu na 2016 rok został potraktowany jak święte objawienie, w którym ani cyferki radni nie powinni zmienić. Redaktor Paweł Palica stwierdził już 20 listopada w „Gazecie Goleniowskiej”, pisząc o inwestycjach w opublikowanym właśnie na stronie www gminy projekcie budżetu, że: „Przedstawionymi przez burmistrza Roberta Krupowicza propozycjami przez najbliższy miesiąc zajmować się będą radni w poszczególnych komisjach i nie jest wykluczone, że lista inwestycji ulegnie niewielkim zmianom.” Czemu sądził, że „niewielkim”? Bo zna realia naszej Rady? Niewiele się pomylił – zmian nie dokonano żadnych. W toku prac komisji przed sesją budżetową radni „koalicyjni” do przedstawionego przez burmistrza projektu nie zgłosili jakichkolwiek zastrzeżeń. Tak podobno (o czym ćwierkają koalicyjne wróbelki) chciał sam burmistrz, bardzo ambicjonalnie i nerwowo podchodzący do wszelkich usiłowań w tej sprawie. Proponowane zmiany zgłaszane przez radnych spoza koalicji padały jak muchy, odbijające się od koalicyjnego muru. Obojętnie, czy dotyczyło to wniosków do budżetu składanych przez nich i mieszkańców w normalnej procedurze (czyli do 15 września), czy w trakcie posiedzeń komisji. Gładko udało się koalicjantom spacyfikować także wnioski zgłaszane na posiedzeniach bezpośrednio przez grupy mieszkańców, jak na przykład odnośnie budowy sali sportowej przy szkole w Białuniu. Właściwie jakakolwiek rozmowa w trakcie komisji (być może poza Komisją Budżetu) nie dotyczyła budżetu całościowo, lecz obejmowała tylko wyrywkowe aspekty, związane z poszczególnymi wnioskami co do inwestycji. Na podsumowania i charakterystykę całości budżetu przyszedł czas dopiero na sesji 21 grudnia, w dyskusji przed głosowaniem uchwały. Sygnał dał sam Burmistrz Krupowicz, który wygłosił zwięzłą charakterystykę proponowanego projektu. Była to raczej niedługa apologia przekonująca słuchaczy, że złożony radnym projekt jest świetny. Burmistrz prosił radnych o zagłosowanie „za”. Jego zdaniem filozofia budżetu roku 2016 (jak ja kocham filozofię budżetu…) jest kontynuacją budżetu roku poprzedniego, a o jego znakomitości powinna radnych przekonać „rekordowa relacja wskaźnika konsumpcji do akumulacji w wysokości 70:30” i duża ilość inwestycji łącznie. Prawdę powiedziawszy udało mi się zapamiętać jeszcze tylko kilka innych burmistrzowskich argumentów. Miały przekonać ostatecznie takich niedowiarków, jak ja. Twierdził on, że ten budżet dąży w kierunku większej integracji z metropolią szczecińską (o czym miała świadczyć budowa „węzła przesiadkowego” w Załomiu i chyba jeszcze przebudowa dworca w Goleniowie). Zaś w perspektywie 5 lat gmina ma zwiększyć swoją „mobilność transportową”, czego dowodzi zamiar kontynuacji budowy ścieżek rowerowych. Było jeszcze coś o współudziale gminy w realizowaniu bazy transportowej dla PGK (czy dla kogoś innego, pewności nie mam).Być może tak mało zapamiętałem, bo uporczywie próbowałem sobie w tym czasie przypomnieć, co przypomina mi „wskaźnik konsumpcji do akumulacji”, użyty jako koronny argument dla wyjaśnienia dobroci proponowanego budżetu. Kiedy wreszcie sobie przypomniałem, że był to ulubiony wskaźnik burmistrza Andrzeja Wojciechowskiego, za co zresztą niektórzy robili sobie z niego przez lata setne podśmiechujki, pan Krupowicz właśnie skończył chwalić przygotowany przez siebie projekt. Dał tym samym dowód nowoczesnego podejścia do wspomnianego wskaźnika, bo burmistrz Wojciechowski po przedstawieniu go zaraz na początku, miał jednak zwyczaj analizować budżet przez co najmniej godzinę, żeby wysokość akumulacji do konsumpcji poprzeć jakimiś konkretami. Zapewne burmistrz Krupowicz chciał w ten sposób dać przyjaznym sobie radnym otwarte pole do wskazania uzupełniających przykładów, z czego zresztą skrzętnie skorzystali.
Aż tak dużego entuzjazmu na sesji jednak nie było Zdjęcie: <a href=-LINK- width="300" height="187" />Aż tak dużego entuzjazmu na sesji jednak nie było
Zdjęcie: -LINK-

Tak myślę, bo potem nastąpiła cała seria wystąpień dziękujących panu Krupowiczowi za przygotowanie projektu budżetu i za ujęcie w nim tego i owego. Z sympatii do wszystkich koleżanek i kolegów radnych litościwie spuszczę na ich nazwiska zasłonę milczenia. Tą część sesji jeden ze znajomych sołtysów porównał z niesmakiem do obrazków serwowanych przez telewizję z posiedzeń Komitetu Centralnego Partii Pracy Korei Północnej, w trakcie których obowiązkowym zachowaniem są zbiorowe wiwaty dla któregoś z kolejnych przywódców dynastii Kimów: pierwszego wodza Kim Ir Sena, jego syna Kim Dzong Ila, czy też obecnie miłościwie panującego Kim Dzong Una. Ja oczywiście nie wyklepię, który to z sołtysów (a może sołtysek?), bo co tu robić znajomej osobie kłopot; nie wierzę, że wolność słowa jest przez wszystkich w Goleniowie tak wysoko szanowana, jak to Państwu się wydaje..
Jarząbek Wacław śpiewa do szafy Zdjęcie: retro.pewex.plJarząbek Wacław śpiewa do szafy
Zdjęcie: retro.pewex.pl
Mi osobiście ta metafora z Koreą nie do końca pasuje. Przecież porównać tamtej grozy do naszego spokojnego Goleniowa się nie da, tu wrogów politycznych nikt nie morduje. Taka tu u nas dyktatura, jacy dyktatorzy. Scenki z dziękczynnych wystąpień koleżanek i kolegów skojarzyły mi się natomiast z groteskową solówką z „Misia” Stanisława Barei, kiedy to poczciwy trener Jarząbek Wacław, drugiej klasy zresztą, nagrywał do ukrytego w szafie magnetofonu pieśń sławiącą prezesa klubu: „Czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się dla naszego klubu przemęcza, prezes Ochódzki Ryszard, naszego klubu „Tęcza”. Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie – to wilki! To mówiłem ja – Jarząbek Wacław, trener drugiej klasy. Niech żyje nam prezes sto lat! To jeszcze ja – Jarząbek Wacław, bo w zeszłym tygodniu nie mówiłem, bo byłem chory. Mam zwolnienie. Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu. Niech żyje nam! To śpiewałem ja – Jarząbek.”Stanisław Tym, autor scenariusza „Misia”, zapewne nie u nas czerpał natchnienie do stworzenia zacytowanego wyżej hymnu wazeliniarzy. Ich funkcjonowanie jest reakcją dostosowawczą do wymogów środowiska. To nie oni byli pierwsi – najpierw musieli istnieć tacy, którzy łakną dotyku śliskiego pochlebstwa, potrzebują go jak pokarmu, żyć bez niego nie mogą. Lizusów stworzyli ci, którzy pochlebstwa uwielbiają. Nie wiem, jak pochlebca rozpoznaje spragnionego pochlebstw, lecz jakoś zawsze swój swego odnajdzie. A skoro tak wyraźnie ten motyw na naszej sesji zaistniał, widoczne jakaś przyczyna być musi.
Co do konkretów, specyficznie dziękowano burmistrzowi za zamiary budowy dróg na terenie wiejskim, wykonanych w technologii płyt YOMB (inaczej JOMB, popularnie zwanych jombo lub jumbo). Te żelbetowe płyty wykorzystuje się normalnie do budowy prowizorycznych dróg dojazdowych na budowach, do budowy nawierzchni na placach składowych, można je stosować do budowy dróg lokalnych, tymczasowych dróg objazdowych przy budowie dróg publicznych, także jako nawierzchnię dróg leśnych. U nas mają z nich powstać nawierzchnie dróg, które choć dziś gruntowe, są jednak raczej dość intensywnie obciążone ruchem pojazdów, czasem też wielotonowych ciężarówek. Dla sprawiedliwości, to niektórzy radni wnioskowali do burmistrza o taką właśnie technologię. Kiedy tłumaczono im, że to prowizorka, słyszało się wtedy: – Wiem, ale zawsze to lepsze, niż zwykła żużlówka lub gruntówka, po każdym deszczu prawie nieprzejezdna. Na prawdziwą drogę nie możemy doczekać się od wojny. Lepszy rydz, niż nic. Tak argumentują ludzie doświadczeni, nie oczekujący obietnic, idealnych rozwiązań docelowych, lecz pragnący realnej poprawy długotrwałego zaniedbania. Trochę się z nimi zgodzę, trochę nie. Bo jak wam zbudują te jombo-prowizorki, to się naprawdę już nigdy prawdziwych dróg nie doczekacie. Gdybyście mocno naciskali na kładzenie asfaltu, to pewnie by się ktoś w te głosy musiał wsłuchać. W końcu nie płyty jombo władza w ostatnich latach w mieście na ulice położyła. Żeby temat zakończyć zgrabną klamrą, przytoczę jedną z interpelacji z samego końca sesji. Któraś z radnych (przepraszam, nie zapisałem nazwiska autorki) zauważyła, że jedna z dróg pokrytych niedawno płytami YOMB zaczęła się nieco miejscami rozpadać. Prosiła burmistrza o interwencję. Cóż, chyba za bardzo uwierzyła w porzekadło, że prowizorka najlepiej się trzyma, prawda? Jeszcze jeden pochwalny temat zapamiętałem. Jeden z kolegów zwrócił uwagę na znakomitą współpracę gminy Goleniów z władzami naszego powiatu, której zazdroszczą nam w całym województwie. Wspólnie inicjujemy różne ciekawe zadania, obecne w wymiarze finansowym w każdorocznym budżecie. Oczywiście głównie budżecie gminy, nie powiatu, bo on biedny. Zgadzam się, potwierdzam obserwację, wspomniałem o tym w swoim późniejszym wystąpieniu. Otóż faktycznie doją nas setnie. Koledze radnemu powiedziałem, żeby dał zazdroszczącym prostą radę, jak osiągnąć podobnie modelowej współpracę ze swoimi powiatami. Wystarczy oddać starostwom do dyspozycji połowę swoich gminnych budżetów, pod hasłem „Mieszkaniec naszej gminy jest też mieszkańcem powiatu, nie dzieli swoich problemów na gminne i powiatowe”. Tak, lecz przepisy wyraźnie rozgraniczają zadania własne gmin od zadań powiatów, nie nakazują też zastępować gminie powiatu w problemach, w których jest niewydolny. Realizując za gminne pieniądze (czytaj: wyciągnięte z kieszeni mieszkańca) zadania przypisane powiatowi, ograniczamy możliwości zaspokojenia potrzeb innych, nakazanych tylko gminie. To zarzuciłem „filozofii naszego budżetu” – stawianie spraw obcych wyżej, niż własne, obowiązkowe dla samorządu gminnego. Dokładnie o tym samym mówił też radny Czesław Majdak. Jak widać skończyłem już pisać o zachwytach nad nowym budżetem. Były przecież także głosy krytyczne. Pierwszą taką wypowiedzią było wystąpienie koleżanki Ireny Henkelman. Mówiła w imieniu Klubu Radnych Niezależnych, czyli też radnej Doroty Chodyko i radnego Marcina Gręblickiego. Wskazała bardzo niepokojące zjawisko. Tak jak kilka ostatnich budżetów, obecny także uchwalamy jako deficytowy, czyli dochody są mniejsze od wydatków. Jednakże w praktyce każdy rok kończył się nadwyżką budżetową. Jej przyczyną w lwiej części było niewykonanie zaplanowanych wydatków, czyli niepełna realizacja zadań postawionych przed władzą wykonawczą. Krótko mówiąc, zamierzony na początku roku plan wydatków nie miał wiele wspólnego z osiągniętym w końcu roku wykonaniem. Prawdę powiedziawszy po stronie osiąganych dochodów także są przykłady niewykonania planu. Radna zwróciła też uwagę na „nadpłatę”, jaką mają wobec gminy mieszkańcy w opłacie śmieciowej, czyli sięgające ok. pól miliona złotych dodatnie saldo ich wpłat w porównaniu do kosztów prowadzenia tej działalności przez spółkę PGK.Następnie kolega Czesław Majdak (oprócz już wspomnianego nadmiernego zapatrzenia w zadania powiatowe) wskazał na niedoskonałości planowania inwestycji objętych budżetem, które jego zdaniem potwierdza też załączona do projektu budżetu opinia Regionalnej Izby Obrachunkowej. Inwestycje w budżecie określone są w cyklu jednorocznym. Stąd często widnieją tytuły takich zadań, a same zera przy ich realizacji. Jeżeli inwestycja trwa kilka lat (a tak jest często), powinna być zapisana w budżecie jako kilkuletnia. Inaczej środki przeznaczone na inwestycję w danym roku „przepadają” i trzeba je na końcu roku przesuwać na kolejne lata. Zwiększa to pozornie wskaźnik akumulacji wobec konsumpcji w danym roku, co nie odpowiada rzeczywistości, a ma tylko efekt medialny. Radny stwierdził, że jego sposób myślenia nie jest tylko alternatywą wobec praktykowanego przez burmistrza Krupowicza (ten uważa, że „można tak, można i inaczej”), lecz jedyną zalecana drogą. Radny zarzucił też, że niewłaściwe jest „magazynowanie” środków budżetowych w postaci nadwyżki, dzielonej następnie na początku kolejnego roku, gdyż w dużej części pochodzi ona z zadań niezrealizowanych w roku poprzednim.
Odkładamy na czarną godzinę, czy na jakieś ekstra wydatki? Zdjęcie: biznes.interia.plOdkładamy na czarną godzinę, czy na jakieś ekstra wydatki?
Zdjęcie: biznes.interia.pl
Spośród krytycznych wystąpień ostatni głos zabrał Wasz sprawozdawca. Starałem się nie powtarzać już zasygnalizowanych zarzutów, jednak chciałem niektóre rozwinąć. I tak odnośnie omówionej przez radnego Majdaka nadwyżki budżetowej zauważyłem, że środki magazynowane przez gminę na kontach bankowych w tym momencie wynoszą ok. 22 mln złotych. To dużo, bardzo dużo w porównaniu do uchwalanego około 150. milionowego budżetu. Moim zdaniem w sytuacji stałego nadmiaru różnych potrzeb mieszkańców, nasze pieniądze nie powinny pracować na bankowych kontach. Ich prawdziwe i najważniejsze przeznaczenie jest tam, gdzie najlepiej spełnią swoją rolę. Czyli tam, gdzie chcą mieszkańcy, postulujący wykonanie konkretnych zadań.
Dowód na nieistnienie Boga Rysunek: facebog.deon.plDowód na nieistnienie Boga
Rysunek: facebog.deon.pl
Tu miałem kolejny zarzut. Otóż trudno wykazać w jakim stopniu budżet na rok 2016 odpowiada na wnioski mieszkańców. On ich wcale nie uwidacznia, jakby żadne wnioski do projektu budżetu nie zostały skierowane. W toku prac komisji zastępca burmistrza Tomasz Banach wyjaśniał, że przygotowując projekt mocno się nad nimi pochylano. Jednak dowodów na takie podejście brak. Ani nie jest znana kompletna lista takich wniosków, bo nigdzie się jej nie publikuje, ani nie wskazuje się, które z wniosków zostały w projekcie budżetu uwzględnione. Czy w ogóle cokolwiek zostało przez burmistrza przyjęte, pozostaje jego słodką tajemnicą. W dobie pełnej dostępności informacji i dążenia do całkowitej transparentności działania władz, taka „dyskrecja” nie wydaje się godna pochwalenia. Dziś jeśli czegoś nie ma w Internecie, to znaczy, że tego nie ma wcale. Odnosząc się do ogłoszonego przez burmistrza Roberta Krupowicza rekordowego wskaźnika akumulacji do konsumpcji poradziłem, by cieszył się z rekordu dopiero wtedy, gdy budżet zrealizuje. Zwróciłem uwagę, że na dwóch poprzednich sesjach na wniosek burmistrza Rada „zdjęła” z wydatków budżetowych grubo ponad 11 mln zł. Zatem faktyczna realizacja zadań roku 2015 (zarówno finansowo, jak i ilościowo) była znacznie niższa, niż pierwotnie na ten rok zaplanowano. Przyjrzałem się dokładnie zdjętym wydatkom (dziękuję za pomoc skarbnikowi Mirosławowi Guzikiewiczowi, który cierpliwie poświęcił mi sporo czasu) i uważam, że pewna ich część była po prostu zaplanowana w budżecie z nadmiernym zapasem. Zrobiono to pewnie dlatego, by zapewnić bezpieczne i „komfortowe” wykonawstwo. Nie zmienia to faktu, że w ten sposób „zamrożono” wiele środków, które mogłyby od razu zostać rozdysponowane na inne zadania, na które jakoby środków nie było. Burmistrzowski rekord uznałem zatem za raczej piarowską przesadę, a sam wskaźnik nazwałem „wskaźnikiem wirtualnej akumulacji”. Jako główną cechę projektu budżetu wskazałem jego małą ambicję, zarówno w planowaniu wydatków, jak też i dochodów. Burmistrz sam wskazuje w nim zadania, które chce wykonać, zaś radni nie stawiają mu wysoko poprzeczki, żądając twardo zwiększenia pracy ponad ten zamiar. No bo jak tu swojego lidera przypierać do ściany, żądając większego wysiłku? Co do dochodów, nie miałem żadnych zapędów ku zwiększaniu obciążeń podatkowych mieszkańców. Za ciągle duże źródło dochodów uważam możliwe wpływy z gospodarowania majątkiem gminy, w szczególności dochody ze sprzedaży terenów dla nowych inwestorów, nie tylko w GPP. Natomiast zaplanowany w budżecie na 2016 rok poziom dochodów własnych jest niższy, niż wykonanie roku 2015. Przecież już nie można się tłumaczyć, że mamy kryzys i inwestorzy się nie pojawiają. Mając „rząd dusz” w Radzie, burmistrzowi jest jednak dość łatwo osiągnąć wspomniane bezpieczeństwo wykonania zadań. Z tego punktu widzenia nazwałem ten budżet „budżetem leniwym, budżetem spokoju i komfortu dla burmistrza”. I zgodzę się z panem Krupowiczem, że „filozofia budżetu” roku 2015 była taka sama (choć co do treści tej identyczności pewnie się nie zgodzimy) – nie przemęczyć burmistrza, dać mu więcej środków, niż potrzebuje, zaś na początku kolejnego roku cieszyć się z osiągnięcia nadwyżki budżetowej. Którą będzie bardzo przyjemnie w tym następnym roku podzielić. Wspomniałem, że nie podoba mi się szumne mówienie o „realizacji” kolejnych etapów różnych zadań, które faktycznie wcale się nie posuwają. W niektórych sprawach planowanie i projektowanie trwa długo, może zbyt długo. W ten sposób zdaje się, że inwestycja burzliwie się rozwija, choć de facto tkwi w miejscu. Jako przykład wskazałem kolejny etap projektu „Otwarte bramy”. Miałem też burmistrzowi za złe, że nie zwrócił uwagi na przedwczesność medialnych enuncjacji o „niewielkich zmianach”, jakie w toku obróbki projekty budżetu przez radnych mogłyby w nim zajść. Była to moim zdaniem próba stworzenia pewnej presji na radnych, żeby faktycznie takich zmian nie zgłaszali. Jeśli rzeczywiście pan Krupowicz myśli, że radni odnośnie budżetu niczego nie mają zmieniać, to tak myśleć mu nie wypada. Powstrzymał się jednak od jakichkolwiek uwag na ten temat, zachowując się jak sądzę zbyt powściągliwie. Innych istotnych uwag do projektu budżetu na rok 2016 nie zgłoszono. Jeżeli coś opuściłem, przepraszam, bazuję tylko na swojej pamięci i notatkach z sesji. Po zrelacjonowanych wypowiedziach w dyskusji Przewodniczący RM Łukasz Mituła zarządził głosowanie nad przyjęciem budżetu. Formalność została dopełniona niezwłocznie. Przy dwóch głosach wstrzymujących się i jednym przeciwnym (że też ja zawsze muszę mieć inne zdanie, niż normalni ludzie!) budżet uchwalono. Uchwalono, ale problem zbłąkanych owieczek, niechętnie garnących się do reszty stada, jednak pozostał. Jak pisałem na początku, burmistrz Krupowicz dał im (może ostatnią?) szansę powrotu do grona prawomyślnej większości, składając trzy dni po sesji swoje świąteczne życzenia. Widocznie mu posesyjne zniesmaczenie tymi wilkami w owczej skórze („To nie ludzie – to wilki!” – patrz Jarząbek Wacław) wtedy jeszcze nie przeszło, skoro więcej miejsca zajęły w życzeniach czarne owce, niż zdrowa część trzódki. Jako dobry pasterz burmistrz po prostu musiał błądzącym po ojcowsku przyganić. Podsumuję… Pozycja organu wykonawczego jest w Goleniowie tak mocna, że właściwie to on sam ustala sobie zadania, zarówno co do dochodów, jak i wydatków. Jego autorski projekt staje się bez zbytnich ceregieli obowiązującym budżetem, w czym wspiera go usłużnie większość Rady. Projekt przedstawiony Radzie przez burmistrza jest tak bardzo autorski, że wręcz obrazuje jego cechy charakteru. Zabawę w psychoanalizę pozostawiam jednak Szanownym Czytelnikom jako zajęcie na długie zimowe wieczory. Myślę, że materiału do takich przemyśleń znajdziecie Państwo w moim wpisie aż nadto. I jeszcze jedna sprawa: dlaczego o uchwalonym w grudniu budżecie piszę dopiero po miesiącu? Chyba da się to wyjaśnić tytułem niniejszego bloga, czyli „Piszę, co myślę”. Opisana sesja Rady Miejskiej wywołała we mnie raczej pewne osłupienie, smutek i długotrwały myślowy zastój, niż chęć do przemyśleń. Coś taki nadmiernie wrażliwy jestem. Musiałem nieco ochłonąć, odłożyć chęć analizowania na później. A jak nie ma myślenia, to i nie ma pisania. Logiczne, prawda?



Ireneusz Zgmański

Treść umieszczona za zgodą autora,  pochodzi z bloga autorskiego Ireneusza Zygmańskiego -LINK-




Wersja do druku
Podziel się:   Facebook MySpace Buzz Digg Delicious Reddit Twitter StumbleUpon


Autor: admin  ::  piątek 29 stycznia 2016 - 15:29:30  ::  Czytaj/Komentuj: 0


Witaj
Login:

Hasło:


Zapamiętaj mnie

[ ]

Dorabianie kluczy Goleniów

Ogłoszenia

Czas generowania: 0.1433 sek., 0.0073 z tego dla zapytań.