WiadomośćWierny Soroka, srogi Luśnia i Kiemlicze bronią Częstochowy
(Kategoria: Komentarz aktualny)
Dodane przez admin
środa 30 września 2015 - 11:14:58


Poprzedni wpis liznął zaledwie tematykę polityki personalnej Burmistrza Krupowicza, ale jednocześnie pokazał aktualny (na wtedy!) stan rozwoju autorskiego projektu zmian przeprowadzanych w goleniowskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że przynajmniej w sprawie statusu OPS Burmistrz  dostał od radnych fangę w nos. Wydawało się, że radni nie chcą przekroczyć masy krytycznej bzdur możliwych do popełnienia w tej sprawie. Cóż, popadł Krupowicz w tarapaty, a pomocy znikąd.


Dzielni Kiemlicze stają w gotowości do obrony swojego pułkownika Kadr z filmu Dzielni Kiemlicze stają w gotowości do obrony swojego pułkownika
Kadr z filmu „Potop”

Oj, to Wy naszego Burmistrza nie znacie. Toż nie sam on działa, a w kupie. Stare powiedzenie mówi, że w kupie raźniej, bo kupy nikt nie ruszy. Ma zastępy wiernych druhów, gotowych do nadstawienia za niego karku w każdej opresji. Tak, jak Pan Michał Wołodyjowski miał swojego srogiego Luśnię do poratowania w potrzebie, zaś Pan Kmicic wiernego wachmistrza Sorokę, że już o dzielnych Kiemliczach nie wspomnę, tak Pan Krupowicz ma ich wszystkich razem. I srogiego Luśnię, i wiernego Sorokę, że już o dzielnych Kiemliczach nie wspomnę. Nie chwaląc się, trochę dalszy ciąg przewidziałem, w tym samym artykule wspominając: „na posiedzeniu wspólnym komisji projekt wprowadzenia statutu w proponowanym kształcie odrzucono znaczną większością głosów, przy 2 głosach przeciwnych i chyba 3 wstrzymujących się. W ogłoszonym porządku dziennym sesji projekt tej uchwały jednak figuruje. Nie dam głowy, że zostanie z niego wyprowadzony, a nawet, że nie zostanie następnie w takim właśnie kształcie przyjęty. Bo ludzie nie krowy, poglądy zmieniać im wolno.” Ciekaw jednak byłem, jak akcja zostanie przeprowadzona, bo na łatwą raczej nie wyglądała. Znam jednak talenty reżyserskie i aktorskie miłościwie nam przewodniczącego Łukasza Mituły i wierzyłem w niego. Nie zawiodłem się ani trochę. Stąd z miłą chęcią streszczę Państwu kolejne widowisko dramatyczne, wystawione na XI sesji Rady Miejskiej w Goleniowie. Tym razem „Obrona Częstochowy”, sztuka w 3 aktach. Premiera 9 września.



Geneza widowiska jest oczywista i prosta. Burmistrzowi bardzo była nie w smak prestiżowa porażka Dyrektora Łukaszewskiego (czyli przede wszystkim jego własna, burmistrzowska) w przedsesyjnych komisyjnych bojach. Jak bohaterski pułkownik Andrzej Kmicic postanowił jednak bitwę o statut wygrać, czyli Częstochowę obronić. I z tym udał się do swojego wiernego wachmistrza Soroki, którą to rolę na co dzień pełni wobec niego Przewodniczący Łukasz Mituła. „Wedle rozkazu! – ozwał się głos wachmistrza, kiedy tylko usłyszał życzenie swego pułkownika. I natychmiast przystąpił do dzieła.
Wierny wachmistrz Soroka opatruje rany pułkownika Kmicica Kadr z filmu Wierny wachmistrz Soroka opatruje rany pułkownika Kmicica
Kadr z filmu „Potop”
Zanim nastąpił pierwszy akt sztuki, który zaczął się przy ustalaniu porządku dziennego sesji, poczyniono wstępne przygotowania. Dnia 2 września radni otrzymali drogą mailową projekt porządku sesji i wszystkie projekty uchwał, w tym IDENTYCZNY z obradowanym na posiedzeniu komisji projekt uchwały odnośnie statutu OPS. Oczywiście dla uśpienia przeciwnika. W punkcie 12 porządku stało nadal jak byk: „Projekt uchwały w sprawie Statutu Ośrodka Pomocy Społecznej w Goleniowie”.Przy ustalaniu porządku dziennego Przewodniczący Mituła nie poinformował radnych, że od 2 września wprowadzono do niego jakieś poprawki czy autopoprawki. Nasz wierny Soroka dopuścił nawet spokojnie do przeprowadzenia głosowania nad wnioskiem radnego Czesława Majdaka, by wyprowadzić projekt z porządku sesji. Argumentacja: z powodu stwierdzonej na posiedzeniu wspólnym komisji 1 września jego daleko posuniętej wadliwości i braku akceptacji radcy prawnego. Jako koronny argument wystarczyłoby samo negatywne zaopiniowanie przez WSZYSTKIE komisje. Jednak niespodziewanie radni dużą większością głosów wniosek odrzucili. Naiwny pomyślałby ze zdziwieniem, że zapewne chcieli ponowić dyskusję z 1 września, dokładając jakieś nowe argumenty. Naiwny nigdy by nie przypuszczał, że poprzedniego projektu… już po prostu nie ma. Zwyczajnie – wnioskodawca przerobił go na nowy. Naiwny powie, że właśnie wtedy, przy uchwalaniu porządku dziennego, była odpowiednia okazja do poinformowania, że wnioskodawca już „usprawnił” swoje dzieło. Wiernemu Soroce jakoś do głowy to nie wpadło. Dopiero kiedy rozpoczął się drugi akt, czyli przystąpiono do obrad nad tym projektem uchwały, Przewodniczący poinformował o wprowadzeniu w nim autopoprawek „zgodnie z wnioskami wspólnych komisji”. Bzdura! Na posiedzeniu komisji 1 września nie głosowano żadnych wniosków co do poprawiania kalekiego projektu, przeprowadzono natomiast jego ogólną krytykę, wytykającą liczne wady. To nie znaczy, że wskazano jakiś katalog pożądanych zmian. Projekt po prostu odrzucono, bez wskazania która wada do tego w szczególności doprowadziła. Jedynym głosowaniem było finalnie, przeprowadzone po to, by projekt zaopiniować negatywnie i odesłać go do wnioskodawcy. Nawet nie do „poprawki przez wnioskodawcę”, tylko „do wnioskodawcy”, bez określania, co ma z nim zrobić. Dobrze wiem, bo sam taki wniosek złożyłem i właśnie on został przyjęty znaczną przewagą głosów. Dziś żałuję, że nie dopowiedziałem wtedy myśli, która mi się po głowie kołatała, bo może i to by przyjęto w głosowaniu: „zwrócić projekt do wnioskodawcy, niech go sobie zabiera do swojej piaskownicy i nie zawraca poważnym ludziom głowy”.Następnie Przewodniczący powiedział, że radni otrzymali już ten „poprawiony projekt”. Okazało się, że rzeczywiście prawdę powiedział, sam to także w tej chwili odkryłem. Otóż przerobiony projekt wsadzony był w stosiku leżących przede mną papierów, które zastałem na stole siadając na początku sesji. Nawet nie powiedziano, że należy tam zerknąć. Ale cóż, kto gapa, tego wina. Dopiero w tym momencie mogłem sobie przeczytać, co Burmistrz raczył pozmieniać w kilkustronicowym tekście. Oczywiście wyszukując zmiany samemu, bo nikt nie pokusił się o zaznaczenie różnic. Kto gapa, tego wina. Argument, że to z innym projektem zapoznawali się radni, a tego jeszcze nie widzieli i nie opiniowali, spłynął po wiernym Soroce (to jest Przewodniczącym Mitule) jak miód po wąsach.>Bzdurą jest moim zdaniem nazwać „poprawkami” zakres ingerencji w treści zmienionego projektu. Poprawką można określić niewielką zmianę w tekście, niekoniecznie jednak bez znaczenia dla treści. Przypomnę tylko sławetne „i czasopism”, które wyrzuciło do lamusa historii SLDowski rząd premiera Millera. W naszym przypadku różnice w tekście były na tyle duże, że można mówić o całkowicie nowym projekcie uchwały. Doszła ponad strona tekstu! Czego dotyczyły dokonane „autopoprawkami” zmiany? Dwóch spraw:a) przywrócono (jak w „starym” statucie) listę konkretnych przepisów prawa, normujących działanie OPS; wymieniono je nawet znacznie szczegółowiej, niż dotychczas; b) przywrócono do łask tzw. „słowniczek”, precyzujący użyte w treści pojęcia (choć ten akurat skrócono o wyjaśnienie, kim jest „Zastępca Dyrektora Ośrodka” – patrz niżej).Prawdopodobnie popełnienie tych dość kardynalnych poprawek umożliwiło w końcu radcy prawnemu złożenie na projekcie uchwały akceptacji, która się wreszcie pojawiła. Nie ruszono natomiast innych omówionych na wspólnym posiedzeniu komisji różnic wobec dotychczas obowiązującego statutu OPS, które miałem już okazję komentować na blogu. Nie miały one (przynajmniej w większości punktów) charakteru prawnego, lecz polityczny. Stąd radca prawny zapewne uznał, że to nie jego broszka, przystawiając swoją gumę. I tak:a) poprzedni statut stwierdzał, że „Ośrodek jest jednostką organizacyjną Gminy”; nowy mówi: „Ośrodek jest samodzielną jednostką organizacyjną Gminy Goleniów, nieposiadającą osobowości prawnej. Formą organizacyjno-prawną funkcjonowania Ośrodka jest jednostka budżetowa.” Mój głos w tej sprawie, przytoczony w poprzednim wpisie na blogu, wierny Soroka skomentował: „To nie jest żaden błąd, tylko zdanie Pana Zygmańskiego”. Być może, żadnej analizy prawnej fachowiec nie przedłożył. Dlaczego więc „zdanie Pana Zygmańskiego” Burmistrz uszanował przy wspomnianych wyżej dwóch kwestiach, przyjmując je w „autopoprawkach”? Wszystkie uwagi zgłosiłem hurtem. Niektóre z nich jak widać się liczą, inne bez zbędnej deliberacji lecą do kosza. Jaki klucz wyboru Pan Burmistrz do nich stosuje? Czy mam może powiedzieć, że to „tylko zdanie wiernego Soroki”? b) dotąd w statucie był zapis, że „Dyrektor Ośrodka i pracownicy zatrudnieni w Ośrodku powinni posiadać kwalifikacje niezbędne do zajmowanych stanowisk, zgodnie z obowiązującymi w tym zakresie przepisami”. Obecna propozycja brzmi: „Pracownicy Ośrodka powinni posiadać kwalifikacje niezbędne do zajmowanych stanowisk, zgodnie z obowiązującymi w tym zakresie przepisami”; c) dotąd w statucie określone było stanowisko Zastępcy Dyrektora OPS; w nowym zapisie wyleciało;d) w starym statucie stało: „Organizację wewnętrzną, szczegółowe zadania i zasady funkcjonowania Ośrodka określa regulamin organizacyjny nadany przez Burmistrza na wniosek Dyrektora Ośrodka”; w nowym zapisie: „Organizację wewnętrzną, szczegółowe zadania i zasady funkcjonowania Ośrodka określa regulamin organizacyjny nadany przez Dyrektora Ośrodka.” Procedura przyjmowania uchwał przez Radę Miejską zawarta jest w Statucie Gminy Goleniów. Jasne, że przepisy nie przewidzą każdej sytuacji, lecz nie można ich traktować w sposób dowolny. Spróbuję poniżej wskazać, co (moim oczywiście zdaniem) Pan Przewodniczący potraktował przy procedowaniu tego projektu jednak zbyt dowolnie. § 35 Statutu stwierdza:W czasie rozpatrywania projektu uchwały na sesji prowadzący obrady udziela głosu w kolejności: projektodawcy uchwały lub jego przedstawicielowi, przedstawicielom komisji, które opiniowały projekt uchwały oraz Burmistrzowi Gminy (jeżeli nie on był projektodawcą uchwały) lub osobie przez niego upoważnionej. Następnie otwiera dyskusję nad projektem”.Tak, Przewodniczący Mituła udzielił głosu projektodawcy uchwały, czyli od razu Dyrektorowi Łukaszewskiemu, nawet nie patrząc w stronę Burmistrza. Skąd wiedział, że to Dyrektor ma objaśniać burmistrzowską wolę – pewnie telepatycznie. Dyrektor nie bawił się w żadne motywowanie wprowadzonych autopoprawek czy tłumaczenie się ze swojej poprzedniej nieudolności, która całe zamieszanie zrodziła. Oświadczył tylko buńczucznie, jak jakiś srogi Luśnia, że albo radni ten statut teraz uchwalą, albo… Tu nastąpiło niedopowiedzenie, więc możliwości mogło być wiele. Do tej pory nie wiem, czy chciał nas rozstrzelać, czy palnąć sobie w łeb. Ad vocem odezwał się radny Krzysztof Rutkowski, który nie mógł już zdzierżyć dotychczasowego zachowania srogiego Luśni, tfu, Dyrektora Łukaszewskiego. Ten nie dość, że bardzo emocjonalnie i niemerytorycznie zabierał głos na posiedzeniu połączonych komisji, to teraz zamierza stawiać radnych pod ścianą straceń. Mimo wyrażenia swojego zniesmaczenia, radny Rutkowski stwierdził (z wyraźnym obrzydzeniem), że on jednak za nowym statutem zagłosuje.
Srogi Luśnia nadstawiłby własną pierś w potrzebie Kadr z filmu Srogi Luśnia nadstawiłby własną pierś w potrzebie
Kadr z filmu „Pan Wołodyjowski”
Ani wierny Soroka (Przewodniczący Mituła), ani sam pułkownik Kmicic (Burmistrz Krupowicz), srogiemu Luśni reprymendy nie udzielili. Ten pierwszy potraktował oryginalne wprowadzenie tematu jako odfajkowane i otworzył dyskusję. Brali w niej udział jedynie Szwedzi oblegający Częstochowę (w tych rolach obsadzeni przez aklamację radni Majdak i Zygmański). Wyraźnie otumanieni fortelem imć Pana Mituły (już mnie korciło napisać „Pana Zagłoby”) musieli powtarzać swoje wcześniejsze argumenty, strzelając z resztek zleżałej amunicji, zużytej w lwiej części na posiedzeniu wspólnym komisji. Kule jednak do murów twierdzy nawet nie dolatywały. A gdy jakaś wpadała do wnętrza, radzili sobie z nimi dzielni burmistrzowscy Kiemlicze. Na przykład radny Krzysztof Czerwiński, ucinający biadolenia o braku Zastępcy Dyrektora. Jak stary Ojciec Kiemlicz ciął szablą na odlew, że przecież Dyrektor może na wypadek swej nieobecności wskazać dowolnego pracownika, mogącego go zastąpić. Nie wiedzieć jak tego dokona, jeśli nastąpiłby jakiś nagły wypadek? Pozwoliłem sobie zażartować, że dziwny jest postulat braku Zastępcy Dyrektora w ustach Burmistrza, który sam posiada aż dwóch zastępców. Uśmieszki się pojawiły, lecz nikt wątku nie pociągnął. Tak że nawet nie było potrzeby pytać „Łociec, prać?” § 36 Statutu Gminy określa sposób dokonywania zmian w projektach uchwał. Stwierdza miedzy innymi: „3. W trakcie dyskusji radny, komisje i Burmistrz Gminy mogą zgłaszać wnioski dotyczące zmiany treści projektu uchwały prowadzącemu obrady. 6. Po zakończeniu dyskusji prowadzący może udzielić głosu projektodawcy uchwały lub jego przedstawicielowi, w celu ewentualnego zgłoszenia autopoprawek i zamyka dyskusję. 7. Po zamknięciu dyskusji prowadzący obrady rozpoczyna procedurę głosowania.” W rzeczywistości w trakcie dyskusji ani radni, ani komisje, ani Burmistrz nie zgłosili wniosków dotyczących zmiany treści projektu uchwały. Nie uczynił tego nikt także i po zakończeniu dyskusji. Autopoprawki jednak pojawiły wcześniej, przed otwarciem dyskusji. Zatem w jakim trybie? Statut Gminy nigdzie nie mówi o innym sposobie wprowadzania zmian w projekcie uchwały. Wprawdzie § 40 ust. 1 wspomina: „Poprawek przyjętych przez projektodawcę na wniosek radnych lub komisji Rady nie głosuje się.” Lecz jak przypomnę – ani radni, ani komisje Rady nie zgłaszały żadnych wniosków odnośnie poprawek.Ten sam § 40 stwierdza dalej:„3. Po przegłosowaniu poprawek prowadzący obrady poddaje pod głosowanie całość projektu uchwały z przyjętymi poprawkami.” Jak się mogło zatem stać, że burmistrzowskich „autopoprawek” nie przyjmowano w tym trybie, oddzielnymi głosowaniami, a po prostu Przewodniczący Mituła kończąc dyskusję poddał pod głosowanie cały nowy projekt an block? Ano mogło, przecież z punktu widzenia wiernego Soroki zwycięstwo było już pewne, nie było już po co sprawy przedłużać. Wynik głosowania był przesądzony. Koniec przedstawienia.Zaraz, zapytacie, a gdzie trzeci akt? Przecież miały być trzy! I skąd niby było wiadomo, że wynik głosowania był przesądzony? Odpowiedź jest prosta: źle ponumerowałem akty. Bo pierwszy akt naprawdę odbył się już przed przedstawieniem. To, co można było oglądać publicznie na sesji, to były akty drugi i trzeci. O tym publiczność miała nie wiedzieć, że już o godzinie 9.00, na dwie godziny przed oficjalną godziną rozpoczęcia sesji,  radni koalicji zebrali się pod wodzą wiernego Soroki, by ustalić sposób głosowania. Pokazano im przede wszystkim burmistrzowskie autopoprawki, stąd na sesji nie wzbudziły już u radnych koalicyjnych żadnego zainteresowania. Ustalono, co leży we wspólnym interesie drużyny, w jaki sposób głosować, jak podnieść rękę przy tej uchwale. Oczywiście, przy wszystkich innych też. Skąd o tym wiem? Nie należę przecież do śmietanki towarzyskiej i zaproszenia oczywiście nie otrzymałem. Ano, trudno o zachowanie całkowitej dyskrecji kilkunastu osób. Tym bardziej, że niektórym z nich coraz mniej podoba się rola dzielnych Kiemliczów, wspierających swojego pułkownika na każde zawołanie. Szczególnie, gdy przychodzi popierać coraz więcej ewidentnych gniotów
Instruowanie koalicyjnych radnych na nieoficjalnie prowadzonych posiedzeniach jest w tej drużynie normalnie stosowaną praktyką. Stosuje się je od samego początku obecnej kadencji. Gdy zapytałem kiedyś o to wiernego Sorokę (znaczy, Przewodniczącego Mitułę), ani myślał zaprzeczać. Powiedział po prostu, że dorośli ludzie mają prawo zbierać się kiedy chcą i rozmawiać o czym mają ochotę. Święta racja, tylko do czego ten cały teatr z odbywaniem sesji? Tak oto Szanowni Wyborcy dba się w goleniowskiej Radzie Miejskiej o różnorodność poglądów, wspiera pluralizm, pielęgnuje tolerancję. Uzbrojona po zęby koalicja strzela do kilku zdziwionych swą ważnością i nie dopuszczonych do wspólnego stołu „opozycjonistów” na wszelki wypadek, bo najważniejsze jest zdeptanie każdej odmienności. W pierwszym roku obecnej kadencji ta maszyna do głosowania działa już bezbłędnie, oliwiona doraźnymi korzyściami i sterowana przez wyuczonych niezawodnej techniki aparatczyków. Dzielni Kiemlicze nie dostrzegają jeszcze, że całkiem niepotrzebnie dali się zapędzić do kieratu, w którym kazano im chodzić. Taka demokracja, jaką preferuje pułkownik Kmicic ze swym wiernym Soroką, to po prostu dzierżymordyzm. Obowiązuje stałe trzymanie armii pod bronią dla zachowania całkowitej jedności drużyny. W takiej demokracji uchwalona zostanie każda głupota, która jest „nasza”, a przepadnie każda mądrość, która jest „ich”. Gdzie zaś wspólny interes mieszkańców? Na razie sumienia uspakaja właśnie myśl, że przecież dla wspólnego interesu to wielkie poświęcenie. Myślę, że ten drobny w końcu przykładzik uchwalenia statutu OPS jest odpowiednią ilustracją powyższych gorzkich stwierdzeń. Już to pisałem, lecz ponownie powtórzę: moim zdaniem nie było najmniejszej prawdziwej potrzeby uchwalania nowego statutu. Dyrektor OPS mógłby wprowadzać wszystkie planowane przez siebie nowości bez ruszania choćby jednej litery w dotychczasowym statucie. Po cóż zatem stoczono o niego tak zaciętą bitwę? Odpowiedź się narzuca sama: właśnie dla pilnowania jedności własnych szeregów. Na wszelki wypadek. Żeby nikt się z nich nie wyłamywał, znał swoje miejsce w szyku, żeby mu nie przyszło do głowy spiskować na boku. Ot, taki trening gotowości bojowej, gdyby kiedyś obecnej koalicji przyszło się rzeczywiście o coś bić. Napisałem to wszystko nie mając zamiaru nikogo z koleżanek i kolegów radnych obrażać. Chciałem im po prostu powiedzieć, że nie podoba mi się rola stracha na wróble, jaką mi przydzielono od pierwszej sesji. Rozumiem Wasze postępowanie, co wcale nie znaczy, że je akceptuję. Lecz jeśli już musicie myśleć inaczej, to chociaż mówcie własnymi głosami, a nie dajcie się wyręczać wiernym Sorokom, srogim Luśniom, a nawet samemu pułkownikowi Andrzejowi Kmicicowi.

Ireneusz Zygmański


Tekst zamieszczony za zgodą autora umieszczony na stronie -LINK-





Źródło: Goleniów net - Portal Powiatu Goleniów
( http://www.goleniow.net.pl/news.php?extend.5821 )


Czas generowania: 0.0217 sek., 0.0015 z tego dla zapytań.