Moja kampania do tej pory kosztuje tyle co paliwo i moje zdrowie, plus hotel i jedzenie. Ale nie jadam zbyt wiele, bo nie mam na to czasu - mówi Onetowi Paweł Kukiz, który zebrał już ponad 100 tys. podpisów, ale gromadzi kolejne, by móc bez problemu wystartować w wyborach prezydenckich.
Jacek Gądek: 100 tys. podpisów już jest. Zawsze byłeś pewny, że się uda?
Paweł Kukiz: Tak. Wierzyłem od samego początku. Gdybym nie miał pewności, to bym nie podchodził do wyborów prezydenckich.
W najnowszym sondażu masz poparcie w wysokości 5 proc.
To bardzo dobry, trzeci, wynik w całej stawce.No i super. Ale - po pierwsze - to nie ja mam te 5 proc., tylko idea zmiany ustroju państwa, którą niosę. Te 5 proc. to ludzie, którzy chcą przywrócić państwo obywatelom. Oni stoją na podium, a nie ja. Sam tylko tę ideę niosę, bo poświeciłem swoje prywatne interesy na rzecz jednoczenia ludzi, który są zdeterminowani, by zmienić to państwo.A po drugie, to jest tylko sondaż, który można dowolnie interpretować. Sam nie przywiązuję wagi do takich badań. Niemniej jednak fakt, że udało się zebrać wymaganą liczbę podpisów w sytuacji, w której nie mam swoich mediów ani milionów, jest ogromnym sukcesem. W realnych wyborach, a nie tylko sondażach, każdy punkt procentowy też będzie sukcesem.
Jak wygląda Twoja kampania?
Wczoraj byłem w Koszalinie. Dziś jestem w Szczecinie. Jutro - w Gorzowie. Potem w okolicach Włocławka, a następnie w Warszawie. Jeżdżę sam - sam siedzę za kierownicą i z własnych pieniędzy te wyjazdy finansuję.Oczywiście są już datki na kampanię: 40 tys. zł znajduje się na koncie, ale to z siebie staram się wycisnąć ostatnie grosze. Mówię to zupełnie poważnie, bo pieniądze będą potrzebne na kampanię, na plakaty… Jeśli z kasą u mnie będzie bardzo kiepsko, to wtedy na paliwo będę musiał brać już z datków - z tego wdowiego grosza. Będę to jednak robił z wielkim szacunkiem, bo darczyńcy czasami przekazują po 10 zł, choć są i hojniejsi ludzie.